Od 8 rano załatwiam sprawy. Od 8:15 rano jestem zadeklarowaną skrajną anarchistką. Niech zniknie Państwo, znikną reguły, papierki, dokumenty.. niech człowiek będzie wolny! Spędziłam 3 godziny na zachrzanianiu z miejsca na miejsce. I załatwiłam spośród 5 rzeczy jedna.. która zresztą wynikła w takcie załatwiania pozostałych. Czyli nówka sprawa załatwiona z buta a seniorki czekają.
Okey, skoro dzisiaj jest czwartek, to jutro jest piątek. Dotrwam, ponieważ dzisiaj mam konie, a jutro squasha. Zatem właściwie za chwilę będzie sobotą, którą co prawda przepracuję ale nie za biurkiem. Poza tym jak już ją przepracuje to potem będę miała wolne dwa tygodnie. No i to już jest motywacja.
Strasznie mi dziwnie z tym dwutygodniowym urlopem. Nigdy jeszcze takiego nie miałam, bo wydawało mi się, że dla firmy jestem niezastąpiona. Teraz z tym poczuciem walczę, bo okazało się, że a) znaczę dla tej firmy trochę może więcej niż woźny (bo jestem trochę tylko bardziej reprezentatywna) b) jestem jedna wielką oznaką wypalenia zawodowego (np. wczoraj zasnęłam przy biurku).
Może za dużo tego... praca w tygodniu, praca weekendami, dodatkowa praca, dorabianie, zlecenia. No i czas wolny czyli: siłownia (bo podobno w końcu będę miała kaloryfer na brzuchu), squash (bo się dużo spala), konie (bo lubię), sprzątanie (bo trzeba), załatwianie SPRAW (bo tak).
O, news - wygraliśmy przetarg. Fajnie, nie?
Kaaaaaaanaaaaaaał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz